Czytając blogi ulubionych moli książkowych, ostatnio często widzę nowe wpisy pod tytułem "30 dni z książkami" Bardzo mnie to zainteresowało.
DZIEŃ 21 - Książka, która przyniosła Ci wielką przyjemność, ale wstydzisz się przyznać, że ją czytałaś
Copywriting, teksty na zlecenie, Gatunek: LITERATURA WSPÓŁCZESNA Data wydania: 22 października 2015 Ilość stron: 480 Oprawa: miękka Tłumaczenie: Monika Pianowska
Copywriting, teksty na zlecenie, sobota, 25 marca 2017. Nowy Jork - A ja tu w Ameryce 100 lat za murzynami
Copywriting, teksty na zlecenie, Po ostatnim shoppingu, kiedy to buszowałam ze znajoma po sklepach w Nowojorskiej galerii handlowej, a sklep był na tyle nieuprzejmy, ze ewakuował nas nim zdążyłam skompletować swoja garderobę, bo jakaś tam strzelanina była ważniejsza od moich zakupów (o tym tutaj --> NYC w pigułce :) - takie rzeczy tylko w filmie
"Nigdy nie biegaj za kimś, kto jest szczęśliwy bez Ciebie. Znajdź kogoś, kto nie potrafi bez Ciebie żyć." Już po przeczytaniu notki do wydawcy zaczęłam się zastanawiać nad takim kontraktem, który zawarła bohaterka tej książki.
fOT25U. Przychodzi taki moment w życiu każdej kobiety, że poznaje mężczyznę, na punkcie którego totalnie traci głowę. Nie może jeść, bo myśli o nim. Nie może spać, bo myśli o nim. Nie może w spokoju odpalić PornHuba, bo… No wiadomo. MYŚLI O NIM. Możemy to nazwać zauroczeniem, ewentualnie głupotą, nomenklatura nie ma większego znaczenia, kiedy chodzi o emocje i tymczasową blokadę mózgu. Taka kobieta, kobieta totalnie zauroczona, bardzo chciałaby mieć potwierdzone info, że mężczyzna, który skradł jej serce (i zdrowy rozsądek), też jest zakręcony na jej punkcie niczym ruski termos. Niestety, większość z nas musi zachowywać w stanie tej emocjonalnej epilepsji powściągliwość. Udawaną, bo udawaną, ale jednak. Żeby nie wyjść na wariatkę, stalkerkę, desperatkę, nachalną, mało kobiecą, zbyt męską, no generalnie taką, która CHCE ZA BARDZO. Bo w naszym kręgu kulturowym przyjęło się, że to mężczyzna wypatruje króliczka, goni go, następnie upolowuje i zjada. Jest to naturalna kolej rzeczy, atawizm nie do przeskoczenia, nawet dziś, w czasach, kiedy to kobiety zarządzają, płacą za seks i trzymają facetów pod butem. Niby możemy inicjować, ale nie za bardzo. Niby nikt nam nie broni powiedzieć otwarcie do mężczyzny „hej, podobasz mi się, chcę cię”, ale robiąc to, musimy się liczyć w faktem, że facet szybciej straci nami zainteresowanie. Bo Wy już tak macie. A nas to wkurwia. * – Minęły trzy dni, a on wciąż nic nie napisał! Nie rozumiem! – Anka kurczowo ściska w dłoni telefon, aż jej knykcie zbielały. – Przecież randka się udała. Jakąś godzinę po pożegnaniu już siedzieliśmy na messangerze! I pisaliśmy do pierwszej w nocy! I sam się odezwał dwa dni później! A potem, jak ja zagadałam pierwsza, odpisał w dwóch słowach i od tamtej pory cisza. O co chodzi? – Anka zawiesza głos i patrzy na mnie z napięciem. Najwyraźniej czeka, aż ja wyjaśnię tę mrożącą krew w żyłach tajemnicę. – Może umarł? – stawiam najbezpieczniejszą hipotezę. Trupa nie można winić w zasadzie o nic. Chłopak jest bezpieczny.– To wcale nie jest śmieszne, Pajonk! On mi się naprawdę spodobał… – Anka smutnieje. – To był pierwszy fajny facet, jakiego spotkałam od ponad roku. Nie dość, że elokwentny, z poczuciem humoru i własnymi zajawkami, to jeszcze, kurna, naprawdę niezły. Na tyle, że jak nie patrzył, to rozbierałam go wzrokiem. Ilu takich masz na wyciągnięcie ręki?Rozglądam się dokoła. Siedzimy w knajpie na Artystycznym Żoliborzu, jest w zasadzie pusto, jeśli nie liczyć jednego literata koło siedemdziesiątki, skrobiącego coś w kajeciku i siorbiącego setę na pobudzenie wyobraźni. – No właśnie – konstatuje Anka. – Albo alkoholicy, albo żonate dziady, co szukają wrażeń, albo młodsi, których kręcą cycate trzydziestki. A jak już się trafia ktoś fajny, normalny, przystojny, to musisz zgrywać niedostępną, tajemniczą i chuj wie, co jeszcze, bo jemu laski same do wyra włażą, bo on wie, że jest towarem deficytowym i skrzętnie z tego korzysta!– A gdybyś była na jego miejscu, to byś nie korzystała? – pytam, jak na typową hedonistkę przystało.– Nie wiem, może, ale nie w tym rzecz! Chodzi o to, żeby nie tracić nawzajem swojego czasu! Jeśli mu się podobam i go interesuję jako kobieta, niech to okaże. Jeśli interesuje go jedynie seks ze mną, niech powie na pierwszej randce „chodźmy do łóżka”. Jeśli widzi we mnie wyłącznie potencjalną kumpelę, niech mi to powie wprost. A jeśli w ogóle nie chce mieć ze mną do czynienia, bo na przykład uważa, że jestem nudna, brzydka i uchynięta, niech do kurwy nędzy nie pisze, nie dzwoni, a na koniec randki nie dziękuje za cudowne spotkanie i nie podaje swojego numeru telefonu! – Anka ewidentnie się zapowietrza.– Może koleś bada grunt? Może potrzebuje więcej czasu? No come on, spotkałaś się z nim ile, dwa razy? Gdzie ci się spieszy? – pytam. Anka wbija we mnie wzrok wyraźnie osłupiała. – Stara, mam 33 lata. Nie mam czasu na zabawy w kotka i myszkę. Dla nas era randkowania się skończyła. To nie jest „Seks w Wielkim Mieście”, tylko Warszawa, Polska. I samotność, z którą nie chcę się wiązać do końca życia… Rozumiesz? Z żalem przyznaję, że owszem. * Pan Elokwentny już nigdy więcej nie napisał ani nie zadzwonił do Anki. Polubił za to jej dwa posty na Facebooku i jedno zdjęcie na Instagramie. I tego to ja już totalnie nie rozumiem. Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 11, listopad 2016] oraz na Fot. Andrew Welch, ♥ 0 Like Like
Ładowanie... Przewijaj obrazki palcem w lewo Nigdy nie rozumiałem, dlaczego potrzeby s*ksualne mężczyzn tak bardzo odbiegają od potrzeb s*ksualnych kobiet. Wszystkie te gadki o Marsie i Wenus… Nigdy również nie rozumiałem, dlaczego tylko mężczyźni są w stanie myśleć racjonalnie… W zeszłym tygodniu poszedłem z moją żoną do łóżka. Zaczęlismy się pod kołdrą głaskać i dotykać. Byłem już gorący jak cholera i myślałem, że ona również, ponieważ to, co robiliśmy miało jednoznaczne podłoże s*ksualne. Lecz właśnie w tym momencie rzekła do mnie: – Posłuchaj, nie mam teraz ochoty sie kochać, chcę tylko, żebyś wziął mnie w ramiona, dobrze? Odpowiedziałem: – Co? W odpowiedzi usłyszałem, no jak sądzicie, co? To przecież jasne: – Ty po prostu nie zdajesz sobie sprawy z emocjonalnych potrzeb kobiet! W końcu zrezygnowałem i skapitulowałem. Nie miałem tej nocy s*ksu i tak zasnąłem… Następnego dnia poszedłem z żoną do Centrum Handlowego na zakupy. Patrzyłem na Nią, gdy przymierzała trzy piękne, ale bardzo drogie sukienki. Ponieważ nie mogła się zdecydować, powiedziałem Jej, żeby wzięła wszystkie trzy. Nie wierzyła własnym uszom i zmotywowana przez moje pełne wyrozumiałości słowa, stwierdziła, że do nowych sukienek potrzebuje przecież nowe buty, zresztą te, które na wystawie oznaczone były ceną 600 zł. Na to rzekłem, że, oczywiście, ma rację. Nastepnie przechodziliśmy obok stoiska z biżuterią. Żona podeszła do wystawy i wróciła z diamentową kolią. Gdybyście mogli Ją widzieć! Byla wniebowzięta! Prawdopodobnie myślała, że nagle zwariowałem, ale to było Jej w gruncie rzeczy obojętne. Sądzę, że zniszczyłem wszelkie schematy myślenia filozoficznego na których się do tej pory opierała, gdy po raz kolejny powiedziałem „tak” i dodałem „piękna kolia”… Teraz była wręcz s*ksualnie podniecona. Ludzie! Jej twarz wyrażała tyle uczuć, musielibyście to widzieć! W tym momencie powiedziała ze swoim najpiękniejszym uśmiechem: – Chodź, pójdziemy do kasy zapłacić. Trudno mi było nie wybuchnąć śmiechem, gdy Jej odpowiedziałem: – Nie, kochanie, nie mam teraz ochoty tego wszystkiego kupować… Jej twarz zbladła jak ściana, a jeszcze bardziej, gdy dodałem: – Mam tylko ochotę na to, żebyś mnie wzięła w ramiona. Gdy z wściekłości i nienawiści już prawie pękała, wbiłem ostatni gwóźdź: -Ty po prostu nie zdajesz sobie sprawy z finansowych możliwości mężczyzn. Sądzę, że nie będę miał s*ksu do roku 2045… Ładowanie... Losowe Dowcipy: Dwaj studenci mieli poprawkowy egzamin z kombinatoryki. Ponieważ profesor był akurat na urlopie, chłopaki uprosili panienkę z dziekanatu aby zdradziła im miejsce pobytu naukowca i pojechali na Mazury do jego daczy. Profesor trochę się zdenerwował, ale mając dobre serce zgodził się ich przeegzaminować. Egzamin trwał i trwał aż zrobiła się noc i profesor postanowił „dokończyć ich” na drugi dzień. W daczy były trzy pokoje. W jednym położył się profesor z żoną, w drugim ich córka a w trzecim obaj studenci. Po godzinie drugiej jeden ze studentów obudził się i pomyślał „i tak nas pewnie uwali to przelecę mu za to córkę”. Wstał, zagląda do jednego pokoju, spod kołdry wystają dwie pary nóg. „Aha to profesor z żoną” – myśli student. Idzie więc do drugiego i kładzie się tam gdzie jest tylko jedna para nóg. Po godzinie budzi się profesor i myśli „pójdę położę się obok córki bo te studenciki gotowi mi ją jeszcze przelecieć” . Zagląda do jednego pokoju – dwie pary nóg. „Aha to studenci”. Idzie do drugiego pokoju i kładzie się do łóżka. Po następnej godzinie wstaje drugi student z zamiarem przelecenia córki profesora i oczywiście trafia do żony profesora. Rano naukowiec budzi się pierwszy, patrzy śpi sam, idzie do drugiego pokoju patrzy – tu student z jego córką, zagląda do trzeciego pokoju – drugi student z jego żoną. Profesor drapie się po głowie i mruczy: – Tyle lat wykładam kombinatorykę, ale takiej k$%^&wskiej przekładanki to jeszcze nie widziałem! Jedzie ksiądz przez małą mieścinę, na głównym skrzyżowaniu, tuż przed drzwiami komendy policji leży rozjechany pies. Ksiądz zdegustowany brakiem reakcji zatrzymuje auto, wchodzi na komendę i mówi: – Panowie chciałem zwrócić uwagę, że przed waszymi drzwiami leży rozjechany pies i zero reakcji z waszej strony! Na to gliniarz głupio się zaśmiał i mówi: – Ja myślałem, że to wy jesteście od pogrzebów. Ksiądz na to też z ironicznym uśmiechem: – Przyszedłem zawiadomić najbliższą rodzinę. Facet postanowił wybrać się z żółwiem do kina. Trzyma zwierzątko pod pachą, podchodzi do kasjerki i prosi o bilet. – Poproszę jeden normalny i jeden ulgowy, dla żółwia. – Przykro mi, ale to nie jest zoo, nie może pan wejść z żółwiem! – Ależ to mały żółw, zachowuje się cichutko, przecież nikomu nie będzie przeszkadzał. – To porządne kino, proszę nie blokować kolejki! – Ależ proszę pani, kupię dwa normalne… – Nie i już. Następny! Facet odszedł jak niepyszny, za zakrętem wsadził sobie żółwia w spodnie i po chwili wrócił do kasy – pod pachą nie miał już tylko pudełko z popcornem, w ręce kolę. Tym razem dostał normalny bilet bez większych problemów. W środku seansu postanowił pozwolić biednemu zwierzęciu pooddychać trochę świeżym powietrzem – rozpiął więc rozporek, aby żółw mógł w końcu wychylić szyję… Rozmowa w tym samym rzędzie – kilka siedzeń dalej: – Stary – widziałeś? – Co? – Ten facet tam – ma fi%^ta na wierzchu! – No i co z tego? To erotyczny film – ty też prawie masz. – No… ale mój nie wpieprza popcornu! Wychodzi blondynka od lekarza i zastanawia się: – Wodnik czy panna, wodnik czy panna? Wraca do lekarza i pyta go: – Panie doktorze, to był wodnik czy panna? Lekarz odpowiada: – Rak, proszę pani, rak. ZOBACZ WIĘCEJ DOWCIPÓW »
Zapraszam do wywiadu z kobietą niezwykłą. Ania od wielu lat pomaga osobom z zaburzeniami odżywiania, również tym, które uzależniły się od sportu jako mechanizmu kompesacyjnego. Wywiad o radości sportu, porzuceniu myśli o byciu"niewystarczającą" i niezdrowej fiksacji na punkcie poznałam w 2018, kiedy to przez przypadek natrafiłam na jej filmik na YouTube, a ten odesłał mnie do jednego z jej postów na blogu Wilczogłodna. Pamiętam, że to video zrobiło na mnie ogromne wrażenia, bo Ania w sposób prosty i autentyczny mówiła o tym, jak wyrwać się ze szponów zaburzeń odżywiania. Obejrzałam większość z jej filmików na YT i zaczytywałam się w materiałach opublikowanych na blogu. Bardzo mi to pomogło zdobyć niezbędną wiedzę i motywację do tego, aby wytoczyć działa przeciw problemowi, który spędzał mi sen z czasem zaczęłam stawać na nogi i poznawać inne dziewczyny, tworząc społeczność Wilczogłodnej. Sądzę, że to był punkt zwrotny w moim recovery i gdyby nie Ania, nie wyszłabym zapewne z tego bagna do dziś. Dlatego też, gdy pojawił się pomysł opisania zagadnienia fiksacji wagą u biegaczek, poprosiłam Anię o rozmowę. Dużo jej zawdzięczam i jeśli uda mi się tym materiałem dotrzeć do osób, które tej pomocy potrzebują, będzie to dla nas ogromny sukces!_______________Marta: Aniu, cieszę się, że możemy porozmawiać. Dziękuję za przyjęcie mojego zaproszenia! Powiedz mi proszę, skąd w nas, kobietach, to usilne dążenie do bycia szczupłymi, czy nawet chudymi?Ania: Cześć Marta, mi również bardzo miło! Uważam, że norma kulturowa obecnych czasów niejako wymusiła na kobietach ten sposób myślenia. No bo zobacz, w czasach Baroku pożądane były krągłe kształty, a w Renesansie - płaska klatka piersiowa. Obecnie obowiązuje ideał bardzo szczupłej wieków starałyśmy się osiągnąć to, co jest w danej kulturze egzotyczne, rzadkie i wyjątkowe.. Weźmy na przykład Rzymianki, które farbowały włosy na blond, w epoce Baroku mocno dało się odczuć głód i deficyt jedzenia, dlatego też krągła sylwetka była XXI wieku, kobieta stara się dostosować do wzorca kulturowego – do tego promila filigranowych dziewczyn, które spoglądają na nas z billboardów, są obecne w mediach społecznościowych i na zdjęciach z dodatkiem Photoshopa, jak mężczyźni od wieków chcą być postrzegani jako silni - i to się raczej nie zmienia, tak my chcemy być Marzy mi się, by to kobieta właśnie kierowała się tą siłą, niezłomnością ... Dlaczego więc, u biegaczek często funkcjonuje przekonanie, że MUSZĄ być chude, aby osiągnąć cokolwiek sporcie?Ania: Czy chudsza znaczy szybsza? Nie sądzę. Niedawno opublikowałam na blogu świadectwo, zawodowej biegaczki, która wpadła w anoreksję. Wpadła w błędne koło odchudzania i przejmowania się aspektami, które kompletnie nie były w bieganiu ważne. W efekcie całkowicie straciła chęć i siły do sportu. Dopiero po czasie, gdy udało jej się wyjść z anoreksji, wróciła do startów i znowu zaczęła stawać na wrażenie, że wiele biegaczek amatorek myśli, że jak schudnie te 2-3kg to będzie latać jak na skrzydłach. To jest mit, bo gdy granica zdrowej wagi zostaje przekroczona, dziewczyny opadają z sił. Mając niedowagę, nie ma się zasobów i energii do Zawsze uważałam, że my kobiety jesteśmy wobec siebie zbyt surowe. Wiecznie nam się wydaje, że nie jesteśmy w czymś wystarczająco dobre, albo gotowe na dane wyzwanie.. Faceci tak nie myślą; po prostu robią, działają. Do tego, my kobiety, porównujemy się do facetów, odnosimy się do ich standardów i próbujemy im Wymagamy od siebie dużo. Facet się nie zastanawia – chce biegać, to biega. A my mamy milion pytań, wątpliwości, czy jesteśmy wystarczające, gotowe itd. Nie wiem, czemu miałoby to służyć. Chcesz biegać? Biegaj! Magdalena Ostrowska (Szczęśliwi biegają ultra) , w swojej nowej książce “Mam tak samo jak Ty”, opisuje jaką cenę zapłaciła za próbę dorównania mężczyznom. Pokazuje nam scenę, gdy jej towarzysze biegowi, w ramach treningu, postanowili wskakiwać na dość wysoki pieniek. Dla facetów nie był to problem, ale dla Magdy już tak. Nie czuła się w tamtym momencie na siłach, była zmęczona i przede wszystkim, ten pień był dla niej zbyt wysoki. Nie chciała jednak wyjść na słabą. Wskakuje więc wbrew sobie i zrywa sobie więzadła w kolanie. Koniec zabawy, koniec biegania. Nie Aniu, wiele dziewczyn i zwraca się do Ciebie, bo mają dość zaburzeń odżywiania. Często uzależnione są od biegania, które stało się mechanizmem spalania kalorii, zamiast przyjemnością samą w sobie. Jak im pomagasz?Ania: Jeśli ktoś przychodzi do mnie i mówi, że nienawidzi biegać i robi to, by być szczupłą, zawsze mówię wtedy – znajdź coś, co lubisz. Po co się katować? Idź na zumbę, siłownię, jogę. Trzeba dostosować sport pod siebie, a nie na odwrót. Moją pasją jest siłownia. To czy schudnę, czy nie, nie ma większego znaczenia. Po prostu, kocham tam chodzić i nikt nie musi mnie do tego jednak, że kiedyś siłownia, crossfit i bieganie były dla mnie narzędziami kompensacji. Biegałam tak dużo, że mi to zbrzydło i przestałam to robić na ponad dwa lata. Teraz wiem, że trzeba znaleźć balans. Jeśli coś traktujesz jak kompensację, nigdy nie będzie Ci to sprawiać przyjemności. Postaw na to, co szczerze Życie jest za krótkie by robić coś, co nie daje nam przyjemności i żadnej wartości, prawda? Nie jest istotne jak wyglądasz. Satysfakcję daje podniesienie większego ciężaru, przebiegnięcie dłuższego dystansu...Ania: Jeśli kochasz zumbę czy bieganie i robisz to regularnie, Twoje samopoczucie i wygląd automatycznie zaczną się poprawiać. Dołożymy do tego NORMALNE, racjonalne odżywianie, a nigdy nie będziemy mieć Co byś mogła zasugerować osobom, które przygotowują się do wymagających biegów, a nie chcą wpaść w pułapkę myślenia typu"schudnę jeszcze dwa kilo i i osiągnę idealną wagę"? Jak podejść do jedzenia, by dało nam siłę, ale nie stanowiło mentalnego balastu?Ania: Ważne jest, by uświadomić sobie, że waga piórkowa, to najmniej istotna rzecz w bieganiu. Bo czy będziesz miała miejsce 8237, czy 612 – jesteś amatorką, i nie przebiegniesz Kenijczyków, którzy z tego żyją! Co będziesz pamiętała na końcu? Swoją lokację, czy to, że zrobiłaś fajny bieg?Sport i restrykcje żywieniowe, to koszmarne połączenie. Gdy wspominam, jak trenowałam crossfit, to aż ściska mnie w dołku. Ja sobie robiłam tam krzywdę, aż w kręgosłupie wypadł mi dysk. Tylko to pamiętam, a dobrych wspomnień nie mam. Co mi z tego? W życiu liczy się dobra zabawa, a nie plastikowe puchary. Na grobie je sobie postawisz? A gdzie uciecha, fun?Marta: Porozmawiajmy o ciągłej potrzebie bycia lepszą. Dzięki aplikacjom takim jak Strava, możemy porównać z innymi, swoją aktywność i wyniki. Mam poczucie, że robi się z tego taki wyścig szczurów ...Ania: Oh, też nie jestem na to odporna! Dam Ci trochę poza sportowy przykład. Wykupiłam dostęp do aplikacji, z którą uczyłam się języka chorwackiego. Zamiast skupić się na faktycznej nauce i przyjemności z poznawania nowych słów, skupiłam się na rankingach. Chciałam przegonić tych, którzy byli w tym rankingu wyżej ode mnie, być lepszą niż użytkownik X. Uczyłam się na siłę i totalnie miałam tego przestałam patrzeć na ten ranking, przyjemność z nauki wróciła. Więcej zaczęło mi wchodzić do głowy. Tak samo jest z bieganiem. Rób to dla czystej przyjemności. Zobacz jaki piękne są drzewa wokół, jak ciało samo Cię niesie. Czy to ważne, że jakiś tam Ziutek, przebiegł ten segment 10 sekund szybciej? Chodzi o to by być szczęśliwą, a nie by wykręcić jakiś durny czas, który i tak trzeba zaraz Marzy mi się, byśmy odczuwali więcej radości i uciechy z czynności, które wykonujemy, zwłaszcza jeśli są to nasze pasje. Ania: Mahatma Ghandi powiedział "Bądź tą zmianą, jaką chcesz widzieć w świecie". Jeśli chcesz, by inni odczuwali więcej radości z tego co robią, daj im dobry przykład. Jeśli widać w Tobie radość z pasji, ludzie będą ciekawi, jak Ty to robisz; biegasz uśmiechnięta, masz taką dobrą energię! Powiedz im wtedy, że sekretem jest wiara w to, że niczego nie musisz, ale możesz wszystko. To jest twoje jedyne ludzie, nieustannie wpadamy w pułapkę myślenia, że dowalanie sobie teraz, zaowocuje szczęściem w przyszłości. To nieprawda. Tak zwana przyszłość, to iluzja, która nigdy nie nadchodzi. Liczy się tylko to, co teraz, a jeśli teraz nie jesteś szczęśliwa, to… w ogóle nie jesteś! Stres i karkołomny wysiłek nigdy nie będzie się równać szczęściu i dobremu samopoczuciu. To niemożliwe!Marta: Trzeba sobie dowalić, najlepiej za każdym razem, a dzień wolny na pewno zaowocuje spadkiem formy. Skąd u nas jest taka chora ambicja? Ania: Zakładanie ambitnych celów, jest jak rzucanie sobie patyka, do którego przywiązane jest nasze szczęście. I gonimy za nim z wywieszonym ozorem. Na siłowni trenuję ze “starymi wyjadaczami” i zawsze mi powtarzają, że odpoczynek jest częścią treningu. Ta dojrzałość przychodzi z wiekiem i doświadczeniem. Trzeba powolutku robić progres, odpoczywać. Tak jak w bajce Ezopa, o wyścigu żółwia i królika. Na końcu wygrywa żółw, który powolutku i wytrwale dążył do celu..Marta: Czy na mentoringu opiekujesz się osobami, które są uzależnione od sportu?Ania: Jest ich przynajmniej 50%. Drugie 50%, to osoby przetrenowane, które już tym rzygają. To do niczego dobrego nie doprowadzi. Jeśli uprawiają tyle sportu, a tkwią po uszy w zaburzeniach odżywiania, to robią sobie krzywdę. Jednak dalej liczą na to, że robiąc to samo, osiągną inne rezultaty. A tak się nie da. Trzeba wyluzować z treningiem i zaufać Podsumowując; w jaki sposób dbać o swoje szczęście?Ania: Robić to, co nas uszczęśliwia. Jeśli lubisz biegać, to biegaj. Bądź z ludźmi, którzy sprawią, że jesteś szczęśliwa. Idź za tym, co Cię raduje. I nie bój się, że to oznacza, że olejesz wszystko inne i przestaniesz chodzić do pracy. Masz zdrowy rozsądek, który powie Ci, że teraz jest czas na pracę, odpoczynek czy na rozliczenie podatków. Jeśli żyjesz bez mentalnego narratora, który ciągle mówi “ o Boże! jak Ty możesz odpoczywać???”, to żyjesz z czystym umysłem. A wtedy Twoje wszystko staje się lżejsze i przyjemniejsze. Zaczynasz widzieć, że życie nie jest serią przykrych a obowiązków, które trzeba odhaczyć. I na pewno nie jest nim też bieganie!Marta: Dziękuję Ci za rozmowę, czuję się pozytywnie naładowana 🙃Ania: Cała przyjemność po mojej stronie, pa!
Tak samo jak można pisać epopeje na temat męskich wad, słabości, skłonności i win, podobnie możemy doszukać się cech, które nie są pożądane i akceptowalne w nas, kobietach. Nie jesteśmy stworzeniami idealnymi, choć często za takie się uważamy. Żadne z nas anioły, delikatne nimfy i Bóg wie co jeszcze. Mamy swoje za uszami a dodatkowo, mocno działa na nas nasza natura i oczywiście hormony. O tyle o ile w wielu sytuacjach, jesteśmy w stanie zrzucić na nie winę z swoje szalone zachowania, to są rzeczy, których nawet hormonami nie jesteśmy w stanie przykryć. Pomyślcie drogie panie, ile to cech i zachowań, które od Was wychodzą, jest niezrozumiałych, nielogicznych, dziecinnych i bzdurnych. Ile razy wypalałyście z nimi w stosunku do faceta a potem nagle okazywało się, że znikał z Waszego horyzontu? Brzmi znajomo? No właśnie! Dziś piszę o tym, czego faceci w kobietach nie znoszą, nie akceptują i na pewno nie ulegnie to zmianie, więc czytajcie uważnie. Przede wszystkim zacznę od tego, że faceci nienawidzą histeryczek. Właściwie…nikt ich nie znosi. Histeryczka to laska, po której nie wiadomo czego się spodziewać, ponieważ wydaje się, że jest zdolna absolutnie do wszystkiego. Jeśli więc będziesz czuła nadciągający ze swojego wnętrza atak, napad i szaleńczy zew, weź kilka głębokich wdechów, zastanów się pięć razy czy to o co chcesz właśnie zrobić histeryczną awanturę, jest tego warte i w ogóle ma jakiś sens a dopiero potem działaj. Wierz mi, że histerie są dobre dla dzieci, ewentualnie tych młodszych nastolatków. Potem są jedynie żenujące, żałosne i śmieszne a dodatkowo nieziemsko wkurzające. Nie znoszą ich faceci, my ani w ogóle nikt, dlatego jeśli możesz, ogranicz je do minimum albo całkiem z nich zrezygnuj. Marudzenie. Żaden facet go nie zniesie na dłuższą metę. Marudzenie to coś co denerwuje, frustruje, niszczy humor, zapał i sprawia, że chcemy wyjść, uciec lub ewentualnie zakleić marudzie twarz taśmą klejącą i torturować. Pomyśl o tym będąc drugą stroną. Wracasz do domu, jesteś umęczona całym dniem, w pracy miałaś mordor, ziejesz nienawiścią do świata i ludzi. Pędzisz więc do domu. Chcesz by ukoił Twoje skołatane nerwy, byś się mogła zrelaksować, odprężyć itd. A tam czeka…maruda. Maruda, która narzeka, jęczy i stęka. Opowiada jak jej źle ( na pewno gorzej niż Tobie), jaka jest smutna, zmęczona i biedna. Nie pasuje jej to co robisz, to jak wyglądasz, to jak patrzysz, co właśnie powiedziałaś. Chcesz to znosić czy się wymiksować? Flirciara. To typ laski, którą faceci, zwykle bardzo lubią, ale… nie wtedy gdy już jesteś jego. Flirciara jest fajna, otwarta, zaczepna, kokieteryjna. Umie zrobić słodkie oczka, zatrzepotać rzęskami i urobić każdego jak chce. On dobrze wie, że go na to poderwałaś, ale jeśli się nie zmieniasz, wie też, że będziesz identyczna dla pozostalych facetów. Tego, żaden prawdziwy samiec nie zaakceptuje. Trzymaj więc na wodzy swoje zapędy, możesz być kobieca i słodka bez zaczepiania absolutnie każdego chłopa w okolicy. Zdrowy rozsądek nie umniejszy twojej kobiecości i słodyczy, ale może zminimalizować brak pewności związanej z Tobą w Twoim facecie. Oszczędzi Wam to masy spięć i niedopowiedzeń. Desperatka-stalkerka. To jeden z moich ulubionych typów. Często łączy się z histeryczką i wariatką. Tego typu laseczkę cechuje ciągłe pisanie, zaczepianie, dzwonienie do faceta, które odbierane jest jako napraszanie i desperacja. Zalewanie go falą pytań, ciągłe obyczajnie jego facebooka, instagrama oraz śledzenie na bieżąco tego co dzieje się wśród jego znajomych ( w końcu skoro on się nie oznaczy czy nie doda zdjęcia z imprezy, o której Ci nie powiedział, może zrobi to kto inny). Natrętne babska to zmora wielu facetów. Jedno to delikatny nadzór a co innego zamiana w damskiego prześladowcę. Gdzie się podziała nasza kobiecość? Chęć zdobywania, adorowania i interesowania się nami? To nie Ty masz biegać za facetem, wydzwaniać i nękać wiadomościami, tylko on. Jeśli jednak nie umiesz inaczej, niebawem przekonasz się, jak ogromnym odstraszaczem, są takie zachowania. Niedostepność i auta tajemniczości drogie panie to klucz! Organizatorka wszystkiego. Dziewczyna, która jest społeczniarą do bólu. Angażuje się we wszystkie akcje pomocy, zbiórki, warsztaty i inne festiwale a do tego bardziej żyje życiem innych oraz organizowaniem im czasu i planu na przyszłość, niż sobą. Faceci nie lubią społecznic. Niestety, kobieta zaangażowana we wszystko i żyjąca całym światem, nigdy nie skupi się w stu procentach na sobie, na związku i swoim chłopie a chłop…chłop lubi uwagę. Tego typu dziewczyny kojażą się ze studentkami, feministkami i harcerkami. Ambicja większości imponuje, ale nad ambicja bywa już niezdrowa, więc lepiej zachować balans zawczasu. Pedantka. Kolejny typ kobiety i zachowań, których normalny człowiek nie jest w stanie znieść. Choć sama bywam natrętna z pewnymi czynnościami porządkowymi, wiem jak dotkliwe bywa przegięcie w tym temacie. On kroi chleb, ty pod nim na klęczkach już zamiatasz okruchy, zamiast zaczekać aż skończy. Skarpetkę na podłodze traktujesz jak sygnał do wojny a to, że pierwszy raz od tygodnia zapomniał się i nie opuścił deski w łazience, jest powodem do co najmniej trzech cichych dni. Tak…teraz myślę, że pedantka może się też łączyć z wariatką. Obie mają w sobie tą nieukrywaną nutę szaleństwa i morderczy błysk w oku. Wbij sobie do głowy jedno- facet nie jest psem do tresury, facet jest tylko facetem. I może nauczysz go wrzucać brudną bieliznę do kosza ( wtedy gratulacje!), ale nie nauczysz opuszczać deski, może nauczysz pozmywać po sobie, ale nie nauczysz zmywania pasty do zębów z umywalki. Nie ma co się łudzić, że będzie umiał wszystko. Grunt, że robi do swojej kuwety! Niezdecydowana, nijaka, smętna, nudna… To cechy, których nie zaakceptuje żaden chłop. Szczególnie jeśli chodzi o bycie nudną. Nudna laska, to dla faceta koszmar i udręka. Praktycznie każdy facet, z którym rozmawiałam o pożądanych cechach mówił jedno: „byle nie nudna”. Zostało mi to w głowie i jakoś tak idąc tym tropem, staram się nudną nie być. Czasem wychodzę przez to na cyrkowca, czasem na ześwirowaną, ale…nigdy nie na nudną! I to jest najważniejsze! Jeśli jesteś zakonnicą, te cechy są ok i nikomu nie będą przeszkadzały, ba! Myślę nawet, że mogą być pożądane, natomiast jeśli jesteś dziewczyną w kwiecie wieku warto by było stać się na uśmiech, trochę radości, wesołości i spontaniczności- na śmiertelną powagę przyjdzie czas. Na koniec wspomnę może tylko odnośnie zachowań, które również nie są tolerowane, więc jeśli traktujesz go serio i chcesz uniknąć zgrzytów, nie myśl nawet o tym by: sprawdzać go, przeszukiwać jego telefon, pozbawiać go choćby minimum swobody, odcinać od jego znajomych, trzymać pod kluczem, zakazywać wszystkiego, szantażować, prześladować, stawiać na wszystko warunki, targować się seksem lub jego brakiem. Te rzeczy są niedopuszczalne i z perspektywy związku i z czysto ludzkiego punktu widzenia. Faceci są na nie wyczuleni, nie lubią ich i nie zaakceptują (przecież Ty też byś ich nie zaakceptowała), dlatego przeanalizuj wszystkie swoje działania. Pomyśl czy nie znajdujesz się w której z „grup ryzyka”, lub nie podejmujesz działań, które mogłyby pojawić się w tym tekście. Może nie jest za późno by z nimi skończyć!
Nie chę, żeby moje dziecko wychowywało się bez ojca, więc tkwię w tym chorym układzie. Mam wrażenie, że mąż przyzwyczaił się do tego, jak jest między nami. Nic nie mówi, nie narzeka. Może ma kogoś na boku? Jeszcze pamiętam, jak bardzo byliśmy zakochani. Byliśmy już dobrze po trzydziestce, kiedy się poznaliśmy, a zachowywaliśmy się jak naiwni nastolatkowie. Nie mogliśmy się sobą nasycić. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem i wciąż nam było mało. Co prawda ucierpiały na tym inne nasze relacje (część przyjaciółek nie mogła mi wybaczyć, że przeszły na drugi plan), ale czego nie robi się dla wymarzonego partnera? Naprawdę było jak w bajce. Nie mieszkaliśmy razem, ale widywaliśmy się codziennie. Chodziliśmy do świetnych restauracji i na długie spacery, podczas których trzymaliśmy się za ręce. Za dnia, kiedy każde z nas było w swojej pracy, snuliśmy wspólne plany, a wieczorami patrzyliśmy w gwiazdy (nie żartuję, tak właśnie było). Robert wciąż mnie komplementował. Mówił mi, że jestem tą jedyną. Że ma ogromne szczęście, bo w końcu spotkał właściwą kobietę. Zaręczyny, ślub i... proza życia Finał tej historii mógł być tylko jeden. Na wspólnych wakacjach we Włoszech Robert poprosił mnie o rękę. Oczywiście powiedziałam „tak”, nie mogłam być szczęśliwsza. Dzień naszego ślubu (zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach) był idealny. Goście rozpływali się nam nami. Życząc nam wszystkiego najlepszego, wszyscy powtarzali, że dawno nie widzieli tak zgranej pary. Czy mogło być lepiej? Tuż po powrocie z podróżny poślubnej wprowadziliśmy się do naszego wspólnego mieszkania (to prezent od rodziców, mieliśmy ogromne szczęście, że nie musieliśmy się tym martwić). I wtedy się zaczęło. Zniknął romantyzm, pojawiła się proza życia. Mnie przeszkadzała jego bielizna, niedbale rozrzucona po mieszkaniu, i fakt, że nigdy po sobie nie zmywał. On denerwował się, że kupuję za dużo ciuchów i nie mamy już gdzie ich trzymać. To tak naprawdę drobnostki, które z czasem powodowały w naszym domu wielkie awantury. Zawsze było tak samo. Zaczynało się niewinnie („a bo ty nigdy nie chowasz masła do lodówki”, „a bo ty zawsze zapominasz kupić papieru toaletowego”), a kończyło wielkim płaczem i nerwami („a bo ty nigdy nie zwracasz uwagi na moje uczucia”, „a bo ty zawsze wiesz lepiej”). Potrafiliśmy pokłócić się dosłownie o wszystko. Dziecko może scementować związek? Rodzina oczywiście cały czas dopytywała nas, kiedy zamierzamy powiększyć rodzinę. Trochę miałam dość ich narzekań, a trochę sama uważałam, że, jako kobieta, żona POWINNAM w końcu zajść w ciążę. Tak, kłóciliśmy się z mężem, ale która para tego nie robi? Każdy ma jakieś problemy. Poza tym wierzę, że dziecko może scementować związek. Nie powiedziałam mężowi, ale przestałam brać tabletki antykoncepcyjne. Nie wiem do końca, dlaczego tego nie zrobiłam. Chyba podświadomie bałam się, że powie, że to nie jest dobry czas, że nie jest jeszcze gotowy. Ale przecież zegar biologiczny tykał, skończyłam właśnie 35-lat. Kończył mi się czas. Zaszłam w ciążę, a mój mąż (po tym, jak minął szok) nawet się ucieszył. Nie powiedziałam mu oczywiście, że przestałam brać tabletki. Skłamałam, że najwidoczniej nie do końca są skuteczne. Po tym, jak urodził się Michaś, nasza relacja przeżywała drugą młodość. Robert wciąż powtarzał, jaka byłam dzielna podczas porodu. Był wdzięczny, że sprowadziliśmy na świat takie cudo. Dobrze odnajdywał się w roli ojca. Łączy nas już tylko dom i dziecko Michaś dorasta. Już nie jest słodkim, małym brzdącem, ale kilkulatkiem ze swoimi humorkami i pierwszymi dziecięcymi problemami. Mamy z Robertem zupełnie inne metody wychowawcze. Ja uważam, że od początku trzeba wprowadzać dyscyplinę, Robert jest dużo bardziej pobłażliwy. Pozwala dziecku w zasadzie na wszystko. Jak ja później czegoś mu odmawiam, Michaś wpada w szał. Znowu w kółko się kłócimy. Robert uważa, że jestem wyrodną matką, a ja, że on nie ma przysłowiowych „jaj”. Jest tak źle, że nawet nie śpimy już ze sobą w jednym łóżku (o seksie już dawno nie ma mowy). Coraz bardziej się od siebie oddalamy. Wiele o tym ostatnio myślałam i zdałam sobie sprawę, że od dawna nie kocham swojego męża. Wciąż mnie tylko irytuje. Gdyby nie Michaś, nie ciągnęłabym dalej naszego związku. Ale kocham mojego synka ponad wszystko i nie chcę, żeby wychowywał się bez ojca. Nie wiem, co powinnam zrobić. Na razie oboje z Robertem skutecznie się omijamy. Rozmawiamy w zasadzie już tylko o sprawach domowych i o naszym dziecku. Mam wrażenie, że mąż przyzwyczaił się już do tego, jak jest. Podejrzewam nawet, że znalazł sobie kogoś na boku. Nawet nie jestem zazdrosna. Czuję się jak w pułapce, nie widzę dla siebie już żadnej nadziei. Natalia Zobacz też: Urodziłam dziecko z in vitro. A teraz żałuję i nienawidzę za to siebie „Zrozumiałam, że Maciek już nie chce próbować. Ma bezpłodną żonę, tyle w temacie” „Nie twierdzę, że ideały nie istnieją, jednak ja srodze się na mojej teściowej zawiodłam”
nigdy nie biegaj za facetem